czwartek, 15 stycznia 2009

Szachy o północy

 
.z Fritzem 7 i kąśliwymi uwagami dr.von Shreddera; i po cóż to ?
Otóż były momenty metafizyczne w tej ostatniej; gdzie dwa razy poroponował remis,, a i tak skończyła się remisem na skutek potrójnego powtórzenia.
Otóż to; ciągle w komentarzu powoływał się na jakąś partię Bobby Fischera !
Rozegrana w turnieju na Manhattanie w 1971; wykonywałem ruchy Fischera; mego wielkiego Bliżniaka Zodiakalnego ?
..
Czy jest coś takiego ?
Osobśscie uważam, ze tak.
..
W ten sposób przegoniliśmy chorobę, tak Blaise Pascal; prawdziwe objawy wystąpłly dopiero minionej nocy.
Nachbarin dała jakiś proszek w południe,potem zawlokłem się wieczorem do Klubu na Kołłątaja - Leszek B.przyniósł Fritza 7 jak obiecał..
Potem byliśmy w Lidlu..kupilem sok bananowy,a Leszek B.- tez jakieś drobiazgi, ależ marudził i przebierał.
Trochę ruchu poza tym.
Miłe towarzystwo.
Wreszcie zacięte szachy z Fritzem 7 - oto metoda Starych Kotów,na zatrucia, czy grypę, czy co tam jeszcze.
..
..a do podróży ..do Krakowa - i tak wrócimy, tylko spokojnie.
Jak powiedział Wielki Heidegger;
"Co wytrzymane w długim wahaniu, to zostaje w zarysie zatrzymane, jako warunek rozbudowy."
Oby,oby.
Posted by Picasa

Brak komentarzy: