Wczoraj w uroczystościach pogrzebowych dr Joerga Haidera głowna postacią nie była wdowa Claudia,ani jego córki, lecz właśnie matka - którą pokazywali często, ale bez przesady, bez natręctw. (W ogóle w tej transmisji nie było nachalności, a komentarz był idealny) Siedziała trochę z boku, nie kolo wdowy ,wnuczek etc.jakby poza ; czasami wydawało się, że jest już nieobecna. Byla w ciemnych okularach. Rzeczywiście - na niebie ani chmurki ; piękny , sloneczny mógł być dzień, piękny szcześliwy mógł być cały miniony tydzień. Jak go przetrwała ? W dniu śmierci syna Joerga - kończyła akurat 90.lat ! O czym myślała ? Przecież wszystko rozumiąła - zatem ta wiadomość jaka dotarła do niej w ubiegłą sobotę - była ciosem urodzinowym - co ona mogła czuć, co czuła na tych uroczystościach ? Siedziała nieporuszona, jak jaka królowa, albo cesarzowa. Tylko gdy Bundeskanzler zaczął swoje dywagacje, swoje pretnsje wygłaszać jako pożegnanie Joerga Haidera, przy jego trumnie , w takim momencie ! - tylko wtedy matkę Haidera,siedzące z obu stron osoby - po prostu trzymały za ręce - jakby dla dodania otuchy, żeby przetrwała jeszcze i te ciosy. Patrząc z jej punktu wczoraj, to wszystko : piękny sloneczny dzień, muzyka niezliczonych kapeli,śpiewacy,oddział wojska,strzelcy,ci wszyscy oficjele ,biskupi, i wreszcie ta niezwykle strojna w róże trumna - to była koszmarna nieprawda. Inaczej by nie przetrwała tej oczywistej niesprawiedliwości. Może dlatego, że wzyscy to rozumieli, tę oczywistość niesprawiedliwości - nikt do niej nie podchodził, nie skladał kondolencji - zostawiono ją w spokoju, jakby w koszmarnym śnie. ..............
|
niedziela, 19 października 2008
MATKA
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz